„Wycierpieć Ewangelię”. Homilia wygłoszona podczas święceń diakonatu 2025
Wycierpieć Ewangelię
(homilia wygłoszona podczas święceń diakonatu, Warszawa, 11.05.2025 r.)
Siostry i Bracia,
dziś czwarta wielkanocna, czyli Niedziela Dobrego Pasterza! Nie: „zdolnego pasterza”, albo „inteligentnego pasterza”, albo „przedsiębiorczego pasterza”, tylko pasterza dobrego, czyli takiego, który jest dobry dla każdej swej owcy, niezależnie od jej kondycji.
Dobroć jest trudno opisywalna. Już łatwiej opisać miłość, albo nienawiść, albo nawet złość. Z dobrocią jest trudniej. W Słowniku Języka Polskiego przeczytamy, że dobroć, to: „dobra jakość czegoś” (albo kogoś”). I dalej, że „charakteryzuje się życzliwym postępowaniem i niesieniem pomocy”. Rozumiemy, że to jest prawda, a jednocześnie, że w dobroci chodzi o coś więcej.
To jest też jeden z największych komplementów, jaki można komuś powiedzieć, albo o sobie usłyszeć. To dobry człowiek. Jesteś dobry!
Kiedy ks. Jan Zieja wrócił któregoś dnia do swego mieszkania znalazł wiszącą na drzwiach kartkę z napisem: „Tu mieszka dobry ksiądz”. Ktoś doświadczył jego dobroci i chciał ją w ten sposób zamanifestować.
„Pomiędzy nami idziesz, Panie (modlimy się w jednym z moich ulubionych hymnów brewiarzowych),
Po kamienistej drodze życia
I słuchasz słów zrodzonych z lęku
Przed jutrem pełnym tajemnicy…”
To Chrystus jest Dobrym Pasterzem. On zna swoją owczarnię, zna każdą z owiec po imieniu, staje na czele owczarni, czyli Kościoła, aby prowadzić go po właściwych ścieżkach nad wody życia wiecznego. To jest Pasterz silny, przy którym owce czują się bezpiecznie, nawet gdyby musiały przejść przez jakieś ciemne doliny. Nie muszą się wtedy bać, bo ich Pasterz jest przy nich. „Nie zginą na wieki, powiedział nam przed chwilą Pan i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J, 10,28-30).
„Idziemy za Chrystusem Dobrym Pasterzem, mówił papież Benedykt XVI, gdy podejmując codzienne decyzje, choćby drobne, dokonując rozmaitych wyborów (małych i wielkich), wybieramy to i tylko, co jest zgodne z wolą Bożą: to co wybrałby na naszym miejscu Chrystus, zaś odrzucamy to, co jest bezbożne i niechrystusowe. Aby jednak wiedzieć co powinniśmy wybrać, potrzebna jest wierna modlitwa, stały kontakt ze słowem Bożym, które jest „lampą dla naszych stóp”, potrzebna jest znajomość nauki Kościoła, która chroni nas przed zatopieniem tego co istotne, w morzu tego co nieokreślone i prowizoryczne i wreszcie potrzebna jest stała troska o zdrowe, dobrze ukształtowane sumienie, w czym pomaga między innymi sakrament pokuty i kierownictwo duchowe”.
Cieszymy się, że kilka dni temu na czele Bożej Owczarni, czyli Kościoła stanął nowy pasterz, widzialny obraz Chrystusa – Dobrego Pasterza. Przyjmujemy go z miłością i modlimy się za pasterza – papieża Leona, żeby zawsze był dobry.
Właśnie w taki dzień, siedmiu naszych braci przyjmuje sakrament święceń w stopniu diakonatu.
Mogę was, Drodzy Bracia wyświęcić jedynie na diakonów. Na dobrych diakonów już nie mogę. Nie mam takiej władzy. To już zależy od was i od waszej stałej współpracy z Dobrym Pasterzem.
Przede wszystkim potrzebne jest pragnienie, by być diakonem do końca życia. Diakonat to nie jest jakaś roczna przejściówka przed kolejnym stopniem sakramentu święceń, czyli prezbiteratem. To nie jest przepustka do następnych etapów. Jeśli chcesz zostać diakonem tylko na rok, nie zostawaj nim ani na jeden dzień. Nie można być diakonem jednosezonowym. Chwilowa gorliwość to żadna gorliwość.
Znana jest opowieść, jak to na zakończenie Soboru Watykańskiego II, papież Paweł VI, dziś św. Paweł VI postanowił, że w procesji podczas mszy kończącej obrady Soboru będzie niósł ewangeliarz. „Ależ to jest czynność diakona”, zaoponował któryś z liturgistów. „Przecież ja jestem diakonem”, odpowiedział papież.
Diakonat to charyzmat, dar Ducha Świętego, który, mam nadzieję, z pomocą Kościoła szczerze odkryliście. Dar, którym macie stale służyć Kościołowi na wzór Chrystusa, który nie przyszedł aby go obsługiwano, lecz po to, by służyć (por. Mt 20,28).
„Diakoni, czytamy w Katechizmie, stoją na niższym szczeblu hierarchii. Nakłada się na nich ręce nie dla kapłaństwa, lecz dla posługi” (KKK 1569). To bardzo ważne: dla posługi! I to w szczególny sposób wyznaczonej przez biskupa, nie wymyślonej samemu. „Przy święceniach diakonatu – to znów Katechizm – tylko biskup wkłada ręce. Oznacza to, że diakon jest specjalnie związany z biskupem w zadaniach swojej „diakonii” (tamże).
W moim imieniu te zadania wyznaczą wam przełożeni, ale z waszej strony potrzebna jest stała gotowość do służby, bezinteresownej, oddanej, bez oglądania się na siebie i na własne korzyści, bez koncentrowania uwagi na sobie. Nie macie być jak paw, który w lśniącej dalmatyce przechadza się po prezbiterium i jest ważny, piękny i centralny. Macie być jak Chrystus, który się schylił, by umyć innym nogi (por. J 13,5) i który schyla się wciąż i wciąż myje nogi.
Dotykajcie ludzkiej biedy; materialnej i duchowej. Nie pogardzajcie biednym, nie chciejcie być wielkim księżyskiem z wielkiej Warszawy. Chciejcie być mali, niewidoczni, schyleni. Powierzeni Chrystusowi i oddani ludziom. To w tym będzie się weryfikowała prawdziwość waszego powołania. Nie w tej dzisiejszej uroczystości, ale przede wszystkim w waszej codziennej postawie wobec biednych. Biednych, którzy wołają i biednych, którzy milczą.
Pierwszym darem, jakim dostaniecie od Kościoła tuż po wyświęceniu na diakonów będzie Ewangelia i ważne słowa: „Przyjmij Chrystusową Ewangelię, której głosicielem się stałeś; wierz w to, co będziesz czytać, nauczaj tego, w co uwierzysz, i pełnij to, czego będziesz nauczać”.
Wręczę wam za chwilę księgę Ewangelii, ale macie przyjąć nie księgę, a Ewangelię. To jest wielka różnica. Przyjęcie księgi Ewangelii jest łatwe. Wymaga tylko tego by podejść, przeczytać, powiedzieć: „oto Słowo Pańskie”, pocałować, odłożyć, czasem wygłosić homilię. To wszystko jest łatwe.
Ale wy macie przyjąć Ewangelię. Stać się głosicielami Ewangelii. Owszem, wierz w co będziesz czytać, owszem nauczaj tego, w co uwierzysz, ale: i to jest najważniejsze, możliwe tylko wtedy, gdy przyjmujesz Ewangelię, a nie jedynie księgę Ewangelii: pełnij to, czego będziesz nauczać.
Gdy więc za chwilę pozwolicie, by opasała was stuła, pozwólcie też, by opasała was Ewangelia, by, jak Piotra „inny cię opasał” (por. J 21, 18) i każdego dnia prowadził dokąd być może sam nie zawsze chciałbyś pójść: do człowieka, który potrzebuje pomocy, do biedaka.
Bardzo wam życzę, byście przeżywali radość z takiej służby. „Służcie Panu z weselem”, śpiewaliśmy przed chwilą w Psalmie responsoryjnym (por. Ps 100,2) i tak jest. Jak będzie szczera służba Panu, zawsze będzie wesele. Jak nie będzie takiej służby, będzie smutek. Może będzie dużo kasy i jakiś tam stołek, ale nie będzie wesela. Będzie jedynie smutny, bogaty karierowicz w sutannie.
Radość ze służby przeżywali Paweł i Barnaba, o których słyszeliśmy dzisiaj (por. Dz 13,14.43-52). Piękny jest ten kontrast. Żydzi są wściekli, zazdrośni, bluźnią, podburzają kobiety, by te podburzyły swoich mężów, by zakazali im głosić Słowo, dopuszczają się manipulacji, w końcu wyrzucają ich z miasta. Nerwy, złość, wściekłość. A oni są szczęśliwi. Wolni, strząsają pył z nóg. Nie tu, to gdzie indziej, są pełni wesela i Ducha Świętego. Szczęśliwi są też ci, którzy przyjęli Słowo z ich ust. Poganie, którym nagle poszerzyły cię horyzonty. Odkryli że są przeznaczeni do życia wiecznego.
Jako diakoni, a potem księża doświadczycie tego co oni: ludzkich knowań, złości, przewrotności, nerwów. Nie koncentrujcie się na tym. Idźcie naprzód, albo raczej idźcie w głąb. Służcie, róbcie swoje, głoście Chrystusa sobą, swoim zintegrowanym życiem, a jak trzeba będzie to i kazaniem. To da wam radość.
Idźcie też do ludzi, którzy są daleko od Kościoła. Do tych, którzy w obliczu wieloimiennego cierpienia świata, zwłaszcza cierpienia absurdalnego, cierpienia kompletnie niewinnych, jak choćby tego, którego przykład mieliśmy w minionym tygodniu kilka kroków stąd, mówią Boga nie ma, a jeśli jest, to jest zły, lub słaby, lub ja jestem dla Niego nieważny. Idźcie do nich. Może kiedyś dadzą jeszcze Bogu szansę, uradują się, jak tamci poganie, do których dotarł Paweł i Barnaba. Niech Słowo Pańskie dzięki wam szerzy się na cały kraj, nie tylko na kraniec kościoła, w którym będziecie nauczać, nie tylko na kraniec salki katechetycznej, w której spotkacie się z kółkiem takich czy innych ulubieńców. Ale na cały kraj.
Pierwszym pytaniem dla Kościoła nie jest dzisiaj to, kto będzie nowym prezydentem Polski, tylko to jak głosić Chrystusa, by Słowo Boże szerzyło się na cały kraj?!
Drodzy Bracia,
mam nadzieję, że jesteście gotowi do takiej służby. Że jesteście gotowi zająć w Kościele przedostatnie miejsce. Ostatniego nie zajmiecie, bo ono jest zajęte przez Chrystusa, ale, że jesteście gotowi zająć to przedostatnie. Że poprzez te święcenia, choć wchodzicie w stan duchowny, będziecie bliżej ludzi świeckich, szczególnie zaś tych z wielorakich pustyni i peryferii.
Benedykt XVI mówił często o pustyni, która ma wiele form. „Istnieje – mówił papież – pustynia nędzy, pustynia głodu i pragnienia, pustynia porzucenia, samotności i zniszczonej miłości, w końcu pustynia ciemności Boga, wypalenia duszy, gdzie zanika świadomość godności człowieka. Trzeba tam pójść, wołał” .
Z kolei zmarły niedawno papież Franciszek często mówił o peryferiach. „Kościół – to jego słowa – jest wezwany do tego, aby wyszedł na zewnątrz i skierował swe kroki na peryferie. Nie tylko te geograficzne, ale także egzystencjalne: peryferie tajemnicy grzechu, bólu, niesprawiedliwości, ignorancji; peryferie wszystkich rodzajów biedy”.
Wy, Drodzy Bracia, macie tam iść. Z Chrystusem!
„Diakoni – to jeszcze raz Katechizm – uczestniczą w specjalny sposób w posłaniu i łasce Chrystusa. Sakrament święceń naznacza ich pieczęcią („charakterem”), której nikt nie może usunąć. Upodabnia ich ona do Chrystusa, który stał się „diakonem”, to znaczy sługą wszystkich. Do diakonów należy między innymi asystowanie biskupowi i prezbiterom przy celebracji Boskich misteriów, szczególnie Eucharystii, jej udzielanie, asystowanie przy zawieraniu małżeństwa i błogosławienie go, głoszenie Ewangelii i przepowiadanie, prowadzenie pogrzebu i poświęcanie się różnym posługom miłości” (KKK 1570). Najważniejsze jest to ostatnie: poświęcanie się różnym posługom miłości! Powtarzam to raz jeszcze: to będzie weryfikacja waszego powołania.
Psalm setny, który dzisiaj śpiewaliśmy mówi nam skąd mamy brać siły do takiej służby. „Stańcie przed obliczem Pana”, radzi Psalmista (por. Ps 100,2). To jest droga. Osobista więź z Chrystusem, która buduje się przede wszystkim na Eucharystii i na pokornej adoracji. Potrzebna jest wam taka modlitwa, byście odkrywali w niej Chrystusa-Diakona, Chrystusa schylonego przed człowiekiem i chcieli być do Niego podobni.
Obyście więc spędzali przed Najświętszym Sakramentem więcej czasu niż dotychczas, obyście byli na mszy św. głębiej niż dotychczas, obyście z przekonaniem i wiarą odmawiali brewiarz, modlitwę duchownych. Bez modlitwy szybko tracimy zapał, nie widzimy sensu tego, co robimy, a w końcu gaśnie w nas wiara. A bez wiary możemy być pracownikami socjalnymi, ale nie możemy być diakonami.
Drodzy Bracia,
dziękuję wam za waszą odwagę i za waszą decyzję. Za gotowość bezinteresownego służenia. Dziękuję też waszym Rodzicom za to, że stworzyli dla tej decyzji dobry grunt. Dziękuję za ich pokorną miłość, która przejawiła się także w tym, że nie stanęli w poprzek waszym wyborom, ale je uszanowali i wspierali. Niech Pan wynagrodzi im tę dobroć. Pomagajcie im nadal.
Dziękuję Formatorom naszego warszawskiego Seminarium; księdzu rektorowi, księżom wychowawcom, ojcom duchownym, profesorom, proboszczom, duszpasterzom, każdemu, kto wam pomógł nie rozminąć się z waszym powołaniem, ale je odkryć, przyjąć i umacniać.
Na koniec słowa papieża Benedykta. Jak zawsze przegłębokie. Te słowa to też moje życzenia dla was. „W Kościele starożytnym, mówił ten wielki papież, diakonowi podczas Eucharystii powierzano posługę kielicha krwi Jezusa Chrystusa, jako znak zwrócenia się ku cierpieniu(…). W definicję diakonatu wpisana jest gotowość do osobistego wycierpienia Ewangelii; do przyjęcia jej i uczynienia z niej podstawy własnego życia. I dlatego głęboki sens ma to, że Kościół z diakonatem, jako etapem do kapłaństwa, połączył przyrzecznie celibatu, jako wyraz gotowości do postawienia wszystkiego – całego życia – na kartę Ewangelii”.
Tego wam życzę i tego życzę naszemu warszawskiemu Kościołowi; byście byli gotowi osobiście, każdy jeden, wycierpieć Ewangelię, przyjąć ją tak, że stanie się ona podstawą waszego życia.
Drodzy Bracia, postawcie wszystko, całe wasze życie na kartę Ewangelii!
Amen.
+ Adrian J. Galbas SAC