Homilia wygłoszona z okazji Światowego Dnia Migranta i Uchodźcy [tekst]
Misjonarze nadziei
(Homilia wygłoszona z okazji Światowego Dnia Migranta i Uchodźcy, Warszawa 21 września 2025 roku)
Siostry i Bracia,
kiedy spotykamy się na modlitwie z okazji zbliżającego się Światowego Dnia Migranta i Uchodźcy, czytamy fragment z księgi proroka Amosa (por. Am 8,4-7), ukazujący niesprawiedliwość, której poddawani byli najubożsi, ze strony garstki bogatych. Pozbawieni pracy, gnębieni, nękani, poddawani strasznym prawom rynku, w którym liczy się jedynie zysk. Kiedyż minie nów, pytają, byśmy modli sprzedawać zboże i kiedy szabat, byśmy mogli otworzyć spichlerz. Snują swoje bezwzględne plany: Będziemy zmniejszać efę, powiększać sykl i wagę podstępnie fałszować. Będziemy kupować biednego za srebro, a ubogiego za parę sandałów.
To wszystko jest bezwzględne, zimne, wykalkulowane. Chcą służyć dwom panom: Bogu i mamonie. Niby są religijni, wierzący w Boga, ale jednocześnie nie mogą powstrzymać w sobie niepohamowanej żądzy zysku i to za każdą cenę. W rzeczywistości więc Boga nienawidzą, a służą jedynie mamonie. W jednym sercu nigdy nie będzie można połączyć tak przeciwstawnych miłości, o czym powie Chrystus w przeczytanej przed chwilą Ewangelii (por. Łk 16,1-13).
Bóg jednak nigdy nie zapomni wszystkich ich uczynków. On bowiem jest Bogiem, który dźwiga ubogiego, Tym, który podnosi z prochu nędzarza i sadza go wśród książąt, by okazać mu swoją miłość i podkreślić jego godność, jak potwierdził nam to przed chwilą Psalmista (por. Ps 113, 1-8).
Niestety, choć prorok Amos pisał na VIII wieków przed Chrystusem, a więc prawie trzy tysiące lat temu, sytuacja nic a nic się zmieniła.
Takie jawne przykłady niesprawiedliwości nadal są licznie obecne w świecie i to z ich powodów wiele osób podejmuje decyzje o migracji.
Jeszcze trudniejszy jest los uchodźców, którzy są zmuszeni „uchodzić”, czy wręcz uciekać z własnego kraju nie tylko z powodu braku warunków do życia, ale z powodu bezpośredniego zagrożenia życia, co spowodowane jest wojną, lub prześladowaniami. Uchodźca to ktoś, kto opuszcza własną ojczyznę z powodu ryzyka prześladowań ze względu na rasę, religię, narodowość, przynależność etniczną, przekonania polityczne. Nie chce on, lun nie może korzystać z opieki własnego kraju.
W tej sytuacji odpowiedź Kościoła jest podwójna. Po pierwsze modlitwa. Św. Paweł powiedział przed chwilą (por. 1 Tm 2,1-8), że jesteśmy wezwani do modlitwy za wszystkich, poczynając od królów i sprawujących władzę. Gdyby oni, rządzący, zawsze postępowali sprawiedliwie i uczciwie, ludzie w ich krajach mogliby prowadzić życie ciche i spokojne, z całą pobożnością i godnością.
Najpierw więc modlitwa za rządzących, by nie byli ludźmi, którzy służą Mamonie, by pamiętali, że Bóg pamięta każdą krzywdę wyrządzoną biednym, pamięta każdą niesprawiedliwość i przemoc, by pamiętali wreszcie, że każdy człowiek ma swoją godność i każdy jest przeznaczony do zbawienia, co przypomniał dzisiaj św. Paweł.
Nikomu nie wolno tego podważać, negować, a co dopiero niszczyć. Żaden przywódca nie może uważać się za właściciela drugiego człowieka. Wszyscy bowiem jesteśmy własnością Pana, jak powie Psalm setny (por. Ps 100, 2-5).
Zaraz potem modlimy się za samych uchodźców i migrantów. W tym roku przede wszystkim o to, by nie stracili nadziei. Jak wiadomo przeżywamy Rok Jubileuszowy, którego centralnym tematem jest nadzieja.
Nadzieja to nie matka głupków, jak często obraźliwie się o niej mówi. Przeciwnie: jest matką mędrców i ludzi wytrwałych, siostrą wiary i miłości. Jak powiedział pewien francuski myśliciel: „Wiara to katedra, miłość to szpital, ale obie bez nadziei byłyby tylko cmentarzem”. Lubię też i tę definicję nadziei papieża Benedykta, że „nadzieja to wiara, że jeszcze można przeżyć miłość”.
O tym jak bardzo potrzebujemy nadziei świadczy choćby liczba kolokacji z nią związanych. Mówimy przecież, że mamy nadzieję, żywimy nadzieję, budzimy nadzieję, straciliśmy nadzieję, że nadzieję zawiedliśmy. W ciemności chcielibyśmy mieć choć promyk nadziei, a w życiowym głodzie karmimy się nadzieją. A może uda nam się nawet polecieć kiedyś na Przylądek dobrej nadziei.
Jest ważna. Ta nadzieja prawdziwa, która nie jest tanim optymizmem, ani naiwnym myśleniem, że jakoś to będzie. Zresztą, jak mówił Jaroslav Hasek, z typowym dla siebie ciętym humorem: „zawsze jakoś będzie, bo jeszcze tak nie było żeby jakoś nie było”.
Nadzieja to głębokie przekonanie, że moje życie ma sens, także wtedy, gdy jest ciężko, także wtedy, gdy nie widzę plonów swoich życiowych zasiewów. To przekonanie, że moja wiara w Chrystusa to nie pomyłka. Że to co jest napisane w Ewangelii to prawda, że Ewangelia to właściwa droga, a to, co starałem się dotychczas wprowadzić na jej podstawie w życie z całą świadomością własnych niedostatków i braków, to były dobre wybory. Choć często trudne.
Nadzieja, jako przekonanie o sensowności życia jest bardzo narażona na zniszczenie i porzucenie właśnie w sytuacji cierpienia, którego doświadczają migranci, a tym bardziej uchodźcy.
Papież Leon, w Orędziu na tegoroczny Dzień Migranta i Uchodźcy pisze tak: „Wielu migrantów, uchodźców i przesiedleńców jest uprzywilejowanymi świadkami nadziei przeżywanej w codzienności, poprzez zaufanie Bogu i znoszenie przeciwności losu w oczekiwaniu na przyszłość, w której dostrzegają zbliżające się szczęście i integralny rozwój człowieka. Odnawia się w nich doświadczenie wędrówki ludu Izraela: „Boże, gdy szedłeś przed ludem Twoim, gdy kroczyłeś przez pustynię, zadrżała ziemia, niebo deszcz zesłało przed obliczem Boga, przed Bogiem Izraela. Deszcz obfity zesłałeś, Boże, Tyś orzeźwił swe znękane dziedzictwo. Twoja rodzina, Boże, znalazła to mieszkanie, które w swej dobroci dałeś ubogiemu” (Ps 68, 8-11)”.
Modlimy się więc za migrantów i uchodźców, aby mimo tragedii jaka ich spotyka nie stracili nadziei, nie powiedzieli: moje życie nie ma już sensu. Nie warto już żyć. Modlimy się za nich, by nie popadli w rozpacz.
Po drugie zaś Kościół przypomina, że pierwszą pomocą jaką cywilizowana ludzkość może okazać uchodźcom i migrantom jest eliminowanie przyczyn, które powodują, że całe społeczności opuszczają swoją rodzimą ziemię, zmuszane do tego przez wojny i nędzę.
Kościół wciąż też naucza, że ci ludzie „mają twarze, imiona i historie życia, jak pisał papież Franciszek, i odpowiednio do tego należy ich traktować”. Kompendium katolickiej nauki społecznej powie, że „troska o uchodźców powinna wyrażać się w potwierdzaniu i akcentowaniu powszechnie uznawanych praw człowieka oraz w żądaniu, by także oni mogli z nich korzystać” (KKNS, 505).
W tym samym Dokumencie czytamy też, że: „zasada człowieczeństwa, wpisana w sumienie każdego człowieka i wszystkich narodów, obejmuje obowiązek chronienia ludności cywilnej przed skutkami wojny. «Ta minimalna ochrona godności każdej osoby, gwarantowana przez międzynarodowe prawo humanitarne, jest zbyt często naruszana w imię wojennych lub politycznych wymagań, które nigdy nie powinny przeważać nad wartością osoby ludzkiej” (KKNS, 505).
Konkretne działania muszą być poprzedzone opracowaniem przemyślanych długofalowych strategii, innych wobec migrantów, a innych wobec uchodźców.
Potrzebna jest też dobra informacja i edukacja społeczeństwa kraju, do którego te osoby przybywają, bądź tymczasowo, bądź docelowo. Zawsze bowiem rodzi to konkretne obawy i problemy, co jest czymś naturalnym.
Skrajne rozwiązania jak blokowanie wjazdu wszystkim i wypędzanie wszystkich, albo z drugiej strony wpuszczanie wszystkich nie są uzasadnione. Nie można mówić: przyjmujemy wszystkich, albo: niech wszyscy idą precz. Muszą być jasne zasady, jasne kryteria i jasne działania. Wszystko musi być rozsądne, a nie naiwne, chaotyczne, czy poddane bieżącym oczekiwaniom politycznym. Wszystko musi być też prowadzone w taki sposób, by nie stanowiło to zagrożenia dla bezpieczeństwa kraju, który przyjmuje przybyszów. Sami zaś przybysze muszą stosować się do praw obowiązujących w kraju, który ich przyjmuje.
Kościół przypomina też, że pomoc świadczona uchodźcom i migrantom nie wynika z miłosierdzia, lecz ze sprawiedliwości. Miłosierdzie bowiem jest okazaniem drugiej osobie czegoś, co z natury jest jej nienależne, lub czego na mocy natury nie jest w stanie sama osiągnąć. Miłosierdziem jest więc stworzenie świata i człowieka, zbawienie człowieka i przebaczenie jego win. Sprawiedliwość zaś jest oddaniem człowiekowi tego, co mu się na mocy natury i z ustanowienia Bożego słusznie należy i do czego ma prawo.
Bezpieczne miejsce do życia i godziwa praca jest czymś co się człowiekowi należy z tego powodu, że jest człowiekiem i ma swoją godność.
Korzystając z okazji pragnę bardzo serdecznie podziękować wszystkim, którzy szczerze i gorliwie pomagają uchodźcom, zwłaszcza z Ukrainy. Przykład polskiego zrywu był widoczny na całym świecie. Możemy być dumni, żeśmy się na to zdobyli. Dziękuję także tym, którzy dziś pomagają w Gazie, Syrii, Libanie i w tylu innych bolesnych miejscach świata. Równie serdecznie dziękuję tym, którzy pomagają migrantom. Także tym wszystkim, którzy troszczą się o przybyszów – katolików, zapewniając im w naszej archidiecezji solidna opiekę duszpasterską.
Siostry i Bracia,
papież Leon we wspomnianym Orędziu na tegoroczny Dzień napisał, że migranci są także misjonarzami. Nie są więc tylko tymi, którym mamy pomóc, ale także tymi, którzy nam pomagają.
Papież wskazuje na dwa wymiary tej pomocy. Po pierwsze „migranci i uchodźcy przypominają Kościołowi o jego wymiarze pielgrzymim, nieustannie dążącym do osiągnięcia ostatecznej ojczyzny, podtrzymywanym przez nadzieję, która jest cnotą teologalną. Za każdym razem, gdy Kościół ulega pokusie „osiedlenia się” i przestaje być civitas peregrina — ludem Bożym pielgrzymującym ku ojczyźnie niebieskiej – przestaje być „w świecie”, a staje się „ze świata” (por. J 15, 19)”.
Po drugie zaś, pisze papież : „W szczególny sposób, katolicy migranci i uchodźcy mogą stać się dziś misjonarzami nadziei w przyjmujących ich krajach, wskazując nowe drogi wiary tam, gdzie orędzie Jezusa Chrystusa jeszcze nie dotarło, lub inicjując dialog międzyreligijny oparty na życiu powszednim i poszukiwaniu wspólnych wartości. Dzięki swojemu duchowemu entuzjazmowi i żywotności mogą się oni bowiem przyczynić do ożywienia skostniałych i ociężałych wspólnot kościelnych, w których groźnie poszerza się pustynia duchowa. Ich obecność należy zatem uznać i docenić jako prawdziwe błogosławieństwo Boże, okazję do otwarcia się na łaskę Boga, który daje nową energię i nadzieję swojemu Kościołowi”.
To ważne przesłanie i bardzo gorąco zachęcam do uważnej lektury całego papieskiego Orędzia.
A na koniec raz jeszcze słowa papieża Franciszka: „Jesteśmy powołani, aby służyć Jezusowi Ukrzyżowanemu w każdej osobie zepchniętej na margines, by dotknąć Jego błogosławionego ciała w człowieku wykluczonym, głodnym, spragnionym, nagim, uwięzionym, chorym, bezrobotnym, prześladowanym, uchodźcy, imigrancie. Tam znajdziemy naszego Boga, tam możemy dotykać Pana”.
Amen
+ Adrian J. Galbas SAC



