„Osoby zakonne pielgrzymami nadziei”. Homilia wygłoszona w święto Ofiarowania Pańskiego
Osoby zakonne pielgrzymami nadziei
(Homilia wygłoszona w święto Ofiarowania Pańskiego, Warszawa, 2 lutego 2025 roku)
Siostry i Bracia,
przeżywamy dzisiaj piękne święto, które ma w Kościele długą tradycję i wiele nazw. Mówimy: święto Ofiarowania Pańskiego, święto Przedstawienia Jezusa w świątyni, święto Matki Bożej Gromnicznej, a na Wschodzie nazywa się ono Hypapante, czyli Święto Spotkania.
Od czasów św. Jana Pawła II jest to też dzień szczególnie dedykowany osobom konsekrowanym. Szczerze powiem: nie lubię tego określenia „osoby konsekrowane”. Zdaje mi się, że jest w nim jakieś niepotrzebne uprzywilejowanie. Jakaś „lepszość”. Wolę mówić po prostu: zakonnicy, zakonnice, wdowy i dziewice Bogu poświęcone. Wszyscy w Kościele jesteśmy konsekrowani poprzez sakrament chrztu św. Mało tego: często ludzie świeccy, którzy nie składali dodatkowej konsekracji, a którzy najczęściej żyją w rodzinach, intensywniej niż my praktykują czystość, ubóstwo i posłuszeństwo. Na mniej ich stać, mniej mogą, bardziej dbają.
Skoro jednak używamy wobec siebie tego określenia: „osoby konsekrowane”, to niech za nim idzie nasza codzienność. Kościół oczekuje od nas przede wszystkim życia radykalnie poświęconego Bogu. Katechizm przypomina, że mamy za Chrystusem iść „wierniej”, że mamy „wyraźniej” ukazywać Go światu i być ”głębiej” obecni w Jego Sercu. Mało tego, że – idąc węższą, ewangeliczną drogą – mamy pobudzać innych swoim przykładem (por. KKK, 932).
Bardzo trudne zadanie! Czy je rozumiemy? „Wierniej”, „wyraźniej”, „głębiej”. Nie: mniej wiernie, mniej wyraźnie, w sposób bardziej spłycony. Katechizm poucza także, że to wszystko mamy czynić nie tylko, nie tyle, a na pewno już nie przede wszystkim poprzez działanie, ale poprzez istnienie. Nie przez to co robimy, ale przez to jak żyjemy.
„Zadaniem składających profesję rad ewangelicznych – to dosłowny cytat z Katechizmu – jest przede wszystkim życie swoją konsekracją” (KKK, 931). Przede wszystkim życie swoją konsekracją, która ma być darem radośnie ofiarowanym Bogu, a nie wymuszoną, nieszczęśliwą daniną.
Siostry i Bracia,
gdy przeżywamy nasze spotkanie w Roku Jubileuszowym, który w centrum stawia nadzieję, wypada rozważyć dziś związek między konsekracją zakonną, a nadzieją i zapytać: w jaki sposób osoby zakonne są, albo mogą być pielgrzymami nadziei?
O pierwszym wymiarze tego związku powiedział przed laty papież Benedykt XVI, spotykając się na Jasnej Górze z osobami zakonnymi. „W sakramencie chrztu świętego – mówił wtedy – wyrzekliście się szatana i dzieł jego i otrzymaliście dary łaski, potrzebne do życia chrześcijańskiego i świętości. Już wtedy otrzymaliście łaskę wiary, która pozwoliła wam zjednoczyć się z Bogiem. W chwili profesji zakonnej czy przyrzeczenia, wiara pozwoliła pełniej przylgnąć do tajemnicy Serca Jezusowego, w którym odkryliście skarby. Tym razem wyrzekliście się rzeczy dobrych, rozporządzania własnym życiem, rodziny, zdobywania majątku, aby zyskać wolność konieczną do bezgranicznego oddania siebie Chrystusowi i Jego Królestwu”. To piękne i ważne słowa!
Tak, w sakramencie chrztu wyrzekliśmy się szatana i jego spraw, grzechu i wszystkiego co do grzechu prowadzi, a w akcie profesji zakonnej – wyrzekliśmy się dobra. Bo przecież to z czego dobrowolnie zrezygnowaliśmy jest dobre! Aktywne życie seksualne jest czymś dobrym i pięknym, możliwość spłodzenia potomka, bycie ojcem, czy matką jest czymś dobrym i pięknym, to wspaniałe powołanie. Rzeczy materialne, wytworzone przez człowieka, są czymś dobrym, służą człowiekowi, ułatwiają mu życie. Wolność jest wielkim Bożym darem, jest czymś dobrym, jest ludzkim prawem i znakiem godności człowieka. A jednak temu wszystkiemu powiedzieliśmy: „poświęcam”, „oddaję” „składam w ofierze”, „ofiarowuję”. Czy to nie było zbyt nieludzkie, czy to nie było zbyt okrutne?
Nie, jeśli spojrzymy na to jako na szczery akt zaufania Panu. A tylko tak można na to spojrzeć, tak jak tylko w tym kluczu można patrzeć na życie Maryi. I wówczas okaże się, że ten akt naszej profesji zakonnej miał swój wielki sens. Bo był odpowiedzią. Odpowiedzią na Bożą miłość, która jest pierwsza. „Bóg pierwszy nas umiłował” (1 J 4,19), powie św. Jan Apostoł. Z Bogiem nie wygrasz na miłość. Boga nie prześcigniesz w miłości. Bóg pierwszy umiłował oddając, poświęcając i składając w ofierze samego siebie. W ten sposób konsekracja, nie ta, którą tylko składamy, ale ta, którą na co dzień żyjemy jest wielkim świadectwem naszego całkowitego zaufania Bogu. Tak, mogę ci oddać Boże, także to, co jest dobre, bo w Tobie odkryłem dobro nieskończenie większe. Oddaję Ci to więc z radością i w wolności, bo Cię kocham, a kocham Cię, bo odkryłem twoją miłość.
Tak przeżywana konsekracja pomoże nam też przeżywać trudne doświadczenia w naszym życiu, bo przecież zaufanie Bogu, nie chroni nas przed tym, co trudne. Zrozumiemy jednak i zaakceptujemy to, że los Chrystusa, jest losem ludzi chrystusowych.
Jaki niezwykły jest ten usłyszany przed chwilą dialog Maryi i Symeona. Dialog, choć Maryja nie wypowiada ani jednego słowa. Słucha. Jak to Ona, zachowuje wszystkie słowa i wszystkie sprawy w swoim Niepokalanym Sercu (por. Łk 2,19). A jednak Symeon nie przemawia w pustkę. Tych dwoje ludzi jest pod wpływem Ducha Świętego. To ludzie duchowi i głębocy. Na Maryję Duch Święty zstąpił w chwili Zwiastowania, jest pełna łaski (por. Łk 1, 28.35), a o Symeonie ewangelista Łukasz aż trzykrotnie mówi, że to człowiek związany z Duchem Świętym: „Duch Święty spoczywał na nim” (Łk 2,25), „jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego” (Łk 2,26) i „za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni” (Łk 2,27).
I właśnie ten duchowy człowiek dostrzega coś, czego nie zobaczy człowiek cielesny, żyjący tylko sprawami tego świata, pochłonięty doczesnymi troskami i rzeczami: że powołanie Chrystusa jest także powołaniem Maryi, a potem powołaniem wszystkich, którzy się z Chrystusem jednoczą.
I jak Chrystus doświadczył cierpienia, tak doświadczy go też Maryja. „Twoją duszę miecz przeniknie” (Łk 2, 35). Mieczem, który przeniknie duszę Maryi jest krzyż, który zostanie wzniesiony w środku Jej serca i który stanie się w Niej otwartą raną. Maryja nie będzie miała na zewnątrz krwawych stygmatów, jak św. Franciszek, albo św. ojciec Pio, ale wewnątrz to Niepokalane Serce będzie krwawić z powodu odrzucenia i odrzucania Chrystusa.
Ale droga Chrystusa jest także drogą Kościoła, także, albo nawet tym bardziej ludzi zakonnych, którzy – jak powie św. Paweł – będą w swoim ciele dopełniali wielu cierpień (por. Kol 1,24). Wszystkie dzieci Kościoła w ten, czy inny sposób pójdą drogą krzyża, gdyż nie jest uczeń nad swojego Mistrza (por. Mt 10,24).
Kiedy więc godzina krzyża dotyka także nas, w naszym życiu osobistym i wspólnotowym, kiedy jesteśmy świadkami i uczestnikami nieszczęścia i cierpienia, kiedy także naszą duszę przenika miecz wieloimiennej boleści, wówczas spoglądajmy na Maryję. Niech Jej modlitwa i Jej przykład dodaje nam otuchy i pewności, że to wszystko, choć takie trudne, a często takie niezrozumiałe, ma jednak sens i że skończy się zwycięstwem, zmartwychwstaniem, chwałą i radością, której nikt nam nie odbierze (por. J 15,22).
Po drugie konsekracja łączy się z nadzieją, ponieważ jest aktem ekspiacji, wynagrodzenia Bogu za wielki bałagan, który jest w sercu człowieka, za nieporządek, za nieumiejętność korzystania z Bożych, dobrych darów. Gdy dzisiaj dobry dar seksualności tak często jest używany źle, gdy jest w tak rozmaity, coraz bardziej perwersyjny sposób zanieczyszczany – zakonnicy i zakonnice mówią: czystość i wierność. Gdy dzisiaj rzeczy materialne są nierzadko ubóstwiane, gdy panoszy się coraz bardziej kult bożka pieniądza, który mówi: tym więcej jesteś wart im więcej posiadasz, zakonnicy i zakonnice mówią: ubóstwo i wspólnota dóbr. Gdy dzisiaj prawie każdy chce rządzić, a prawie nikt nie chce służyć, gdy dzisiaj prawie każdy chce mówić, a prawie nikt nie chce słuchać – zakonnicy i zakonnice mówią posłuszeństwo i duch służby. Chcą w ten sposób przeprosić Boga za szkody jakie człowiek wyrządza Jego darom, ale także chcą pomagać człowiekowi, któremu tak łatwo przychodzi wszystko co dobre popsuć, chcą mu pomagać się opamiętać! Mówią bezsłownie, samą składaną konsekracją, że radość jest w wierności, a nie w niewierności, w zachowywaniu Bożych darów, a nie w ich porzucaniu, w życiu pobożnym, nie zaś w życiu bezbożnym. Każdemu zaś człowiekowi, który tak bardzo uwikłał się w grzech, że nie widzi dla siebie ratunku, oni mówią: ratunek jest. Nigdy nie odchodzi się od Boga tak daleko, żeby nie można było do Niego wrócić.
Ja już dzisiaj Bogu wynagradzam za twój grzech, już dzisiaj modlę się o porzucenie grzechu i twoje pojednanie z Bogiem, pragnę byś jak najprędzej przeszedł przez Bramę Miłosierdzia, którą jest Serce Jezusa. Każdą trudność, która spotka mnie w zachowywaniu rad ewangelicznych ofiarowuję w twojej intencji. Jak św. Maksymilian Kolbe oddał w jednej chwili życie za konkretną rodzinę, tak ja chcę w każdej chwili oddawać moje życie za ciebie.
W ten sposób ludzie zakonni są wielkim błogosławieństwem dla świata, ogromnym pocieszeniem, zwłaszcza dla zatwardziałych grzeszników, zapalają w ich sercu światełko nadziei, że ich życie nie jest całkowicie stracone, całkowicie zniszczone i zużyte!
Nie! Jest ktoś, kto w ciebie nie zwątpił; ta siostra, ten brat, ten ojciec, więc nie wszystko jest stracone.
Ludzie zakonni są też pielgrzymami nadziei, bo swoim istnieniem przypominają o świecie, w którym nikt nie będzie się żenił i za mąż wychodził. Są – jak mówi Sobór Watykański II – „znakami Królestwa Bożego” (LG,44).
Myślę, że znana jest nam dobrze adhortacja św. Jana Pawła II Vita Consecrata. Podpowiada ona pewien ewangeliczny obraz, poprzez który można zinterpretować ten wymiar życia zakonnego. Jest nim przemienienie Chrystusa. Św. Jan Paweł II mówi, że człowiek konsekrowany jest ikoną Chrystusa Przemienionego (por. VC,14-16)
Apostołowie na Górze Przemienienia (por. Mt 17,1-8), zobaczyli to, co wszyscy zobaczą dopiero w wieczności; niebo, światłość i bóstwo, odczuwali wówczas to, co wszyscy odczują dopiero w wieczności: absolutną radość i niewypowiedzianą miłość, której „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie jest w stanie pojąć” (1 Kor 2,9), i pragnęli tam tego, czego inni zapragną w wieczności: nieustannej obecności Chrystusa.
Czy tak jest? Czy tak jest z ludźmi, którzy mnie spotykają? Czy to samo widzą, odczuwają i pragną, co widzieli, zobaczyli i pragnęli Apostołowie na tamtej górze? Oby tak było! Oby ci ludzie pomyśleli: dlaczego ona to zrobiła, dlaczego on tak wybrał? Młodzi, zdolni, ładni, utalentowani, usposobieni, zaradni. Dlaczego? Czemu poświęcili swoje życie doczesne? Czyżby było jakieś inne? Oby wzbudziła się w ich sercu nadzieja życia wiecznego. „A są i tacy bezżenni, powie Pan, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!”(Mt 19,12).
Na tym polega prorocki wymiar życia zakonnego. Wskazuje na Kogoś, kto dopiero się objawi. Przypomina o czymś, co dopiero przyjdzie.
O tym mówi też usłyszana przed chwilę Ewangelia. Oto Maryja i Józef przybyli do świątyni, aby przedstawić Chrystusa Bogu, ale stało się też coś odwrotnego, także Bóg Ojciec przedstawia Chrystusa światu, a czyni to poprzez usta dwojga staruszków, obdarzonych darem proroctwa. Jest Anna, pobożna wdowa, która prowadziła głębokie i radykalnie wierne życie modlitwy, nie rozstając się ze świątynią oraz poszcząc dniem i nocą (por. Łk 2,37) i jest Symeon, pozostający pod natchnieniem Ducha Świętego. Tych dwoje mówi o Chrystusie. Słów prorokini Anny możemy się jedynie domyślać, słowa Symeona dobrze znamy, gdyż Kościół uczynił z nich prześliczny kantyk, odmawiany wieczorem, jako ostatnią modlitwę Liturgii Godzin. Oto jest Mesjasz, mówi o Chrystusie Symeon, oto jest Władca, zbawienie wszystkich, światło na oświecenie pogan i chwała narodów (por. Łk 2,29-32). Jakie piękne świadectwo o Chrystusie, który był wówczas tylko małym, czterdziestodniowym chłopcem, nie różniącym się od innych i nie dostrzeżonym przez innych. A jednak to poprzez ich świadectwo wiemy, że właśnie, w sposób ostateczny, zrealizowała się wielka zapowiedź z księgi proroka Malachiasza, która zabrzmiała dziś w pierwszym czytaniu. Właśnie przyszedł do swojej świątyni długo oczekiwany Pan (por. Ml 3,1).
Siostry i Bracia,
my też nie bójmy się być prorokami nadziei życia wiecznego, do czego zostaliśmy wezwani już na chrzcie św., a potem poprzez konsekrację zakonną.
Obyśmy pośród tego świata sami umieli dostrzec obecność Chrystusa; pośród świata, który w zdecydowanej większości Chrystusa nie widzi, nie uznaje, nie szanuje i nie chce. Obyśmy umieli dostrzec Jego obecność i o Niej mówić. To jest Władca, to jest Zbawiciel, to jest Światło, To jest Boża Chwała! To jest Pan, który kiedyś objawi się w całej pełni i w całej swej chwale!
I wreszcie, i o tym najkrócej, bo jest to najoczywistsze, jesteśmy pielgrzymami nadziei, gdy opiekujemy się tymi, którzy jej nie mają. Ludźmi zdesperowanymi, biednymi duchowo, materialnie, intelektualnie. Biednymi jakkolwiek. Nie tylko każda wspólnota zakonna powinna podejmować taką posługę, ale powinien to robić każdy jeden zakonnik i każda jedna zakonnica, konsekrowana wdowa i dziewica. To nas weryfikuje wobec świata i wobec naszego charyzmatu.
Siostry i Bracia,
bardzo wam dziękuję za to wszystko co robicie w archidiecezji warszawskiej, ale jeszcze bardziej za to, że jesteście. Proszę, abyście byli jeszcze wierniej, jeszcze wyraźniej i jeszcze głębiej. Byście, to znów Katechizm, poświęcali się służbie Bożej i byli oddani dla dobra Kościoła (por. KKK, 931). Nie tylko dla swojego prywatnego dobra i nie tylko dla dobra waszych Instytutów, ale dla dobra całego Kościoła. Proszę byście byli pielgrzymami nadziei.
Tyle na dzisiaj. Na koniec jeszcze Poeta:
„Bo coś w szaleństwach jest młodości,
Wśród lotu wichru, skrzydeł szumu,
Co jest mądrzejsze od mądrości
I rozumniejsze od rozumu…” (L. Staff).
Oby to „Coś”, co było w was, w tym szaleństwie waszej młodości, gdy decydowaliście się na życie zakonne, to wielkie „Coś”, co było mądrzejsze od najmądrzejszej mądrości i rozumniejsze od najrozumniejszego rozumu, nigdy w was nie zgasło i nigdy was nie opuściło.
Z tym „Czymś” będziecie radosnymi pielgrzymami nadziei, za którymi pójdą inni. Bez tego „Czegoś”, będziecie jedynie smutnymi, zdesperowanymi wagabundami, którzy nikogo za sobą nie pociągną. Amen.
+ Adrian J. Galbas SAC