Homilia wygłoszona podczas inauguracji roku akademickiego w Akademii Katolickiej w Warszawie [audio, tekst]
Teolog to przyjaciel Pana
(Homilia wygłoszona podczas Mszy Świętej inaugurującej rok akademicki 2025/26 w AKW, Warszawa, 25.10.2025 r.)
Bracia i Siostry,
gdy dziś spotykamy się przy okazji inauguracji nowego roku akademickiego w Akademii Katolickiej w Warszawie, w liturgii Słowa otrzymujemy piękny i znany fragment Ewangelii o wizycie Chrystusa w Betanii, w domu jego przyjaciół: Marty, Marii i Łazarza (por. Łk 10, 38-42).
To piękna opowieść o przyjaźni. Chrystus zatrzymywał się tam, bo to było miejsce, gdzie zwyczajnie było Mu dobrze, gdzie doświadczał ludzkiej dobroci i serdeczności. Gdzie był przyjmowany, chciany, oczekiwany i kochany. W ewangelicznych scenach z Betanii ujawnia się całe, jasne i pełne człowieczeństwo Jezusa. To, że lubi dobry posiłek, że lubi porozmawiać, pogawędzić, pewnie się pośmiać, zapłakać, że potrzebuje spokoju i odprężenia i snu.
Mam nadzieję, że macie takie miejsce. Miejsce, w którym jest wam dobrze, dom przyjaciół, może odległy o dziesiątki albo nawet setki kilometrów, jednak prawdziwy, realny i otwarty zawsze, ilekroć byście tam nie przyszli. Pomyślmy dziś z wdzięcznością o naszych przyjaciołach, o tych, którzy są dla nas tymi, którymi dla Jezusa była Marta, Maria i Łazarz. Panu Bogu dziś serdecznie za nich podziękujmy. Bo jak mówi Syrach: kto przyjaciela znalazł, skarb znalazł (por. Syr 6,14). Jeśli byśmy nie mieli takiej Betanii, toby znaczyło, że jest z nami bardzo źle. Że coś się w nas boleśnie popsuło, że nasz egoizm i smutne przekonanie o własnej samowystarczalności, przybrały całkiem już monstrualne rozmiary.
Przyjaźń, to jest doświadczenie bycia „przy-jaźni”, drugiej osoby. Doświadczenie czystej, szczerej i bezinteresownej bliskości, które jest najlepszym lekarstwem na samotność. Nie na bycie samemu, ale właśnie na samotność. Bycie samemu i samotność, to nie to samo. Można być samotnym, nie będąc samemu i można być samemu, nie będąc samotnym. Samotność we wspólnocie jest bardziej okrutna niż samotność w pojedynkę. Samotność małżonków, samotność dzieci w rodzinach, samotność księży na plebaniach. Samotność, czyli to dotkliwe poczucie, że jestem dla drugiego nieważny, bez znaczenia.
Potrzebujemy przyjaźni. Moja jaźń i twoja przy sobie. Bez kreacji, bez planowania, bez udawania, bez interesów, bez podtekstów, bez ceremoniałów. Przyjaciel, czyli ten, który wie o tobie wszystko i nie wykorzystuje tego przeciwko tobie. Przyjaciel to ten, który zna wszystkie twoje słabości i nie przestaje cię kochać. Nie zachowa się jak biblijny Cham, który publicznie odsłonił nagość swego ojca (Rdz 9,22).
„Przyjaciel to – jak powie autor Małego Księcia – przede wszystkim człowiek, co nie sądzi (…) to ten, co otwiera drzwi przed włóczęgą i jego kulą, i kosturem postawionym w kącie, i nie każe mu tańczyć po to, aby tańczącego oceniać. A jeśli włóczęga opowiada o wiośnie widzianej po drodze, przyjaciel to ten, co przyjmuje w siebie wiosnę“. Taka przyjaźń, jeśli jest, to jest na całe życie! Przyjaźń skończona nie była przyjaźnią, a jedynie próbą jej zbudowania. Jeśli nastąpił koniec, to znaczy, że nie nastąpił też i początek.
Mając doświadczenie ludzkiej przyjaźni, łatwiej nam też zrozumieć słowa Pana Jezusa, gdy mówi o tym, że chce się przyjaźnić z nami. „Już was nie nazywam sługami, lecz przyjaciółmi” (J 15,15). Dla papieża Benedykta były to najważniejsze słowa z całego Pisma św. Był nimi wciąż oczarowany. „Chrystus nazwał mnie swoim przyjacielem, mówił. Jestem przyjacielem Chrystusa”.
Tak naprawdę na tym polega istota chrześcijaństwa. Bóg w Chrystusie przychodzi do naszego życia, żeby wejść z nami w osobistą relację, żeby się z nami zaprzyjaźnić. Nie musimy do Boga doskakiwać, nie musimy prężyć naszych duchowych muskułów. Chrześcijaństwo jest wcielone. Chrystus chce wejść do tego mego i tego życia; udanego i nieudanego, zadowolonego i niezadowolonego, zmęczonego i wypoczętego, konkretnego i dzisiejszego. Chce w nie wejść, aby nam pomóc. Chce dać czas na to, by się wygadać i na to, by posłuchać. By popatrzeć na swoje wybory, by nam przypomnieć, że oprócz tych doczesnych koniecznych i codziennych wyborów, jest jeszcze ten zasadniczy, wybór dotyczący wieczności, wieczności z Nim. Że najlepsza cząstka naszego istnienia, której nigdy nie będziemy pozbawieni jest dopiero przed nami (por. Łk 10,42). I że warto się o nią troszczyć.
Dobrze musiała to rozumieć św. Teresa od Jezusa, która definiowała modlitwę, jako rozmowę z tym, o którym wiemy, że nas kocha. Rozmowa, która nie męczy, na którą się czeka, której się chce. Dobrze to musiał rozumieć Mistrz Ekhart, który pisze tak: „Nic nie powinno być w nas zakryte, czego byśmy w pełni nie odsłaniali przed Bogiem i Jemu całkowicie nie oddawali. Zaprawdę jeśli wszystko przed Nim odsłonimy; On sam z kolei objawi wszystko, co ma i nie zakryje przed nami naprawdę nic tego, czego może nam udzielić; ani mądrości, ani prawdy, ani swoich tajemnic, ani serdecznej z sobą przyjaźni, ani bóstwa, ani niczego innego”. To bardzo piękne słowa. I ważne. „Nic nie powinno być w nas zakryte”. Tymczasem często, tak w życiu, jak i na modlitwie, jesteśmy zakryci przed Bogiem jak Adam. Adamie, gdzie jesteś?, pyta Bóg. Ukryłem się, bo jestem nagi (por. Rdz. 3,9-10).
Bez doświadczenia przyjaźni z Bogiem, całe życie wiary będzie istną katorgą, mordęgą, obowiązkowym przymusem, pustosłowiem, marnotrawstwem, bez związku z życiem i bez wpływu na życie. Także ta najwspanialsza i najwznioślejsza z modlitw jaką jest msza św. Ten zaś, który odkrył w Chrystusie bliskiego przyjaciela, będzie modlitwy potrzebował i chciał. Kiedy czytam dane o tym, że na niedzielne msze święte chodzi w Polsce coraz mniej ludzi, to pierwszą myślą jest: szkoda, a pierwszym uczuciem – żal. Szkoda i żal, bo to znaczy, że tyle osób nie doświadcza przyjaźni z Chrystusem. Ten jednak, kto znalazł w Chrystusie przyjaciela będzie się spowiadał z opuszczenia modlitwy nie jak z niewypełnienia religijnego obowiązku, ale jak ze zmarnowanej okazji, by przyjaźń pogłębić.
Siostry i Bracia,
rozważamy o tym wszystkim podczas inauguracji roku akademickiego uczelni wyższej, która skupia się głównie na kształceniu teologów i to teologów, którzy w przyszłości mają być duchownymi. Także druga ważna jej specjalizacja – muzyka kościelna powiązana jest z teologią, podobnie jak to wszystko, co dzieje się na studiach zaocznych i podczas tzw. „blended-learningu”.
Chciałbym bardzo, aby teolodzy, którzy tutaj się kształcą byli przyjaciółmi Chrystusa. Nie musi tak się stać. Papież Franciszek mówi o uprawianiu „teologii zza biurka”, bez jakiegokolwiek kontaktu z Tym, o którym się naucza, lub którego się poznaje. Taki teolog jest jednak wielkim nieszczęściem dla Kościoła i dla samego teologa.
Taki teolog nie będzie też mógł do końca spełnić zadania stawiane teologii, które można umieścić w dwóch grupach: zadania wobec świata i wobec Kościoła.
Jeśli chodzi o te pierwsze, czyli zadania jakie teologia ma wobec świata można wymienić trzy konkretne, Po pierwsze jest nim przypominanie o transcendencji. Teologia może badać doświadczenie religijne lub fenomen religii wraz z innymi dyscyplinami nauki. Jej podejście jest jednak specyficzne, zakłada bowiem realne istnienie Boga i więcej: jest przekonana, że ten osobowy, a zarazem transcendentny Bóg objawił się w historii. W odróżnieniu od nauk takich jak religioznawstwo czy socjologia religii, które analizują zjawiska religijne jedynie z zewnątrz, teologia porusza się wewnątrz doświadczenia wiary. Zakłada istnienie Boga i Jego objawienie się człowiekowi.
Sama zatem obecność teologii, zwłaszcza w kontekście akademickim, jest przypomnieniem, że świat może być rozumiany nie tylko w zamkniętych kategoriach materialistycznych, ale że istnieje także możliwość poznawczego otwarcia na to, co przekracza empiryczne dane, na horyzont transcendencji. Teologia jest więc jakby strażniczką pewnego specyficznego wymiaru ludzkiego doświadczenia; przypomina innym dyscyplinom naukowym, że hipoteza samowystarczalności świata, to znaczy założenie, że świat tłumaczy się wyłącznie sam przez siebie – nie jest jedyną możliwą perspektywą. W tym sensie teologia pełni funkcję poznawczego korektora: zachęca nauki do zachowania swoistej pokory oraz otwartości na możliwość istnienia rzeczywistości, której nie sposób zredukować do procesów fizycznych czy biologicznych.
Po drugie, co jest powiązane z pierwszym, teologia pokazuje światu, że ten świat – a zwłaszcza człowiek – nie jest pozbawiony sensu. Uczy dostrzegania sensu, który jest wpisany w strukturę i w naturę stworzenia, a nie jest jedynie subiektywną projekcją tego, czy tamtego człowieka. Wiemy, że dla nas chrześcijan sens ten ma wymiar personalny, ponieważ wypływa z relacji Boga do stworzenia, relacji miłości i wolności i prowadzi do postrzegania świata i siebie samego jako daru Boga.
I jeszcze jedna „usługa”, którą teologia spełnia wobec świata. Wypływa ona z tajemnicy wcielenia, czyli z prawdy, że Bóg umiłował świat do tego stopnia, że dał swojego Syna, który stał się człowiekiem (por. J 3,16-17). Oznacza to, że świat materialny oraz ciało ludzkie nie są czymś gorszym, odrzuconym, lecz godnym, ponieważ zostały przyjęte przez samego Boga. Z faktu stworzenia i wcielenia wypływa nauka o niezbywalnej godności człowieka, godności, która nie jest nadana przez społeczeństwo czy państwo, lecz wpisana w samą istotę ludzką. Więcej jeszcze: teologia przypomina nie tylko o samej godności osoby, ale także o konsekwencjach tej godności w życiu społecznym, czyli o trosce o najsłabszych, obronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci, sprzeciwie wobec kary śmierci, opiece nad osobami z niepełnosprawnościami czy migrantami. W tym sensie teologia wnosi wielki wkład w etykę oraz refleksję społeczną i polityczną, oferując wizję osoby i wspólnoty budowanej na objawieniu. Podobnie jak wiara w Trójcę Świętą i sieć relacji w niej samej może – i to bardzo – inspirować antropologię i wizje społeczne: skoro bowiem człowiek został stworzony na obraz Boga, to również on nosi w sobie napięcie między indywidualnością a wspólnotowością, którego poszukujemy i którego nie jesteśmy w stanie – z powodu grzechu i ograniczoności – całkowicie osiągnąć. Ta kwestia może być na przykład kryterium oceny projektów politycznych i społecznych, przypominając, że żadna z tych perspektyw – jednostkowa czy zbiorowa – nie powinna dominować absolutnie. Teologia może więc inspirować refleksję na przykład nad tym, jak pogodzić prawa jednostki z dobrem wspólnym.
Jeśli zaś chodzi o wkład teologii dla Kościoła, to polega on najpierw na tym, że jej głównym zadaniem jest służba rozumieniu Objawienia. Poznanie prawdy o Bogu służy zjednoczeniu z Nim, czyli ostatecznemu celowi życia każdego człowieka i dlatego nie jest celem czysto intelektualnym, lecz duchowym. Zgodnie jednak z nauką Soboru Watykańskiego II, szczególnie zawartą w Konstytucji Dei Verbum, Objawienie ma charakter dynamiczny: Bóg objawia się w historii, Duch Święty nieustannie towarzyszy Kościołowi, pomagając odkrywać coraz głębsze aspekty tej samej prawdy. Każda jedna odpowiedź generuje nowe pytania. Każde doświadczenie wiary otwiera nowe horyzonty zrozumienia Bożej rzeczywistości. Teologia ma zatem za zadanie pogłębiać rozumienie prawd wiary w każdej epoce. Objawienie nie dostarcza nam „nowych prawd”, ale – i tak będzie aż do paruzji – pozwala nam wydobywać zeń wciąż nowe implikacje. Pomóc w odkryciu i zrozumieniu tego Kościołowi powinni dobrze ukształtowani teologowie.
Oni są także i po to, by podejmować dialog z kulturą, w której żyją wierzący. Zmiany kulturowe, często wynikające z postępu technologicznego, czy nowych odkryć naukowych, rodzą nowe pytania antropologiczne, etyczne i inne. Na przykład: jak rozumieć człowieka w świetle neuronauki, albo: jak oceniać rozwój sztucznej inteligencji? Takich pytań jest mnóstwo. Teologia ma za zadanie wsłuchiwać się w te pytania, konfrontować je z Objawieniem i formułować odpowiedzi, które będą nie tylko wierne treściom wiary, ale również zrozumiałe dla współczesnego człowieka. Próba odpowiadania na rzeczywiste ludzkie pytania wymaga od teologii ciągłego poszukiwania języka zdolnego przekazywać wciąż tę samą prawdę, ale w sposób, który unika nieporozumień wynikających na przykład z innego rozumienia takich pojęć jak „łaska”, „zbawienie” czy „nawrócenie”. One przecież mogą budzą dziś zupełnie inne skojarzenia niż dawniej. Teologia musi więc czuwać nad językiem wiary i dostarczać każdemu pokoleniu jego odświeżoną wersję.
Kolejnym ważnym zadaniem teologii w Kościele jest troska o czystość wiary, zarówno wobec herezji, jak i mniej świadomych deformacji religijności. Niebezpieczeństwa, które nieustannie zagrażają myśleniu teologicznemu, można sprowadzić do czterech: pelagianizmu, czyli przekonania, że człowiek może osiągnąć zbawienie własnym wysiłkiem, bez łaski, dalej myślenia magicznego, czyli traktowania modlitwy i rytuałów jako mechanizmów „działających” na Boga, zjednujących jego przychylność, dalej: dualizmu, czyli postrzegania świata jako areny absolutnego konfliktu dobra i zła, w którym zło ma niemal równorzędny status wobec Boga i wreszcie gnozy, czyli przekonania, że dostęp do prawdy o Bogu mają tylko wybrani, posiadający tajemną wiedzę, która nie jest przedmiotem publicznego nauczania.
Nie mniej ważnym zadaniem teologii jest bycie swoistą „recenzentką” struktur i praktyk kościelnych. Kościół jako wspólnota ludzka nieustannie wytwarza nowe formy działania, nowe rytuały i nowe instytucje. Teologia ma za zadanie pytać, na ile są one zgodne z Objawieniem i czy rzeczywiście służą misji Kościoła? Nie jest to rola łatwa, bo wymaga jednoczesnego uczestnictwa w bieżącym życiu Kościoła i krytycznego do niego dystansu.
I w końcu teologia jest odpowiedzialna za pielęgnowanie wewnętrznej racjonalności myślenia religijnego. Doświadczenie religijne, indywidualne czy wspólnotowe, może ulegać skrajnościom emocjonalnym lub doktrynalnym, zamykając się w przesadnym sakralizowaniu rzeczywistości i tym samym może dryfować ku irracjonalizmowi. Teologia ma zatem pełnić rolę pomostu: z jednej strony ma być zakorzeniona w Objawieniu, z drugiej otwarta na wiedzę naukową i filozoficzną. Jej zadaniem jest integrowanie danych z różnych źródeł poznania w spójny obraz rzeczywistości świata, człowieka i Boga.
Pewnie tych zadań jest więcej. Te uważam za ważne i te stawiam wam jako zadanie do wykonania. Nie stańcie się nigdy lipną uczelnią, która daje łatwe dyplomy. Dziękuję, że dziś taką nie jesteście. Bądźcie Akademią Katolicką; prawdziwą i ambitną szkołą kształtującą mądrych i wierzących teologów; prawdziwych przyjaciół myślenia i prawdziwych przyjaciół Chrystusa.
Ta misja nie jest łatwa, jak nie była łatwa misja Jonasza, o której słyszeliśmy w pierwszym czytaniu (por. Jon 3,1-10). Miał on iść przez wielką Niniwę i wzywać jej mieszkańców do szybkiego nawrócenia. Mimo pierwotnych oporów, poszedł. Może nie będziecie widzieli też od razu tak spektakularnego sukcesu, jaki zobaczył Jonasz, gdy na jego oczach całe miasto, począwszy od jego władz, czyli króla, aż po ostatniego obywatela, a nawet zwierzęta, przyjąwszy to wezwanie proroka, podjęło pokutę i skierowało swe serce do Boga.
Wykonujcie jednak swa misję. W tej intencji też się módlcie; dużo i wiernie. Skoro jesteście przyjaciółmi Pana, modlitwa nie będzie dla was upiornym obowiązkiem, ale radością. Przyłączcie się do modlitwy dzisiejszego Psalmisty (por. Ps 130, 1-2):
„Z głębokości wołam do Ciebie Panie,
Panie wysłuchaj głosu mego.
Nachyl swe ucho
na głos mojego błagania”.
Amen.
+ Adrian J. Galbas SAC


