[embargo] Homilia bp. Odera w Świątyni Opatrzności Bożej

Przesyłamy treść homilii, którą biskup gliwicki Sławomir Oder wygłosi dziś podczas Mszy Świętej o godz. 12:00 z okazji XVI Święta Dziękczynienia w Świątyni Opatrzności Bożej. [UWAGA] Embargo do momentu wygłoszenia.

Eminencje, przewielebni Księża Kardynałowie, 

Czcigodni Bracia Biskupi, 

Drodzy Kapłani i członkowie zgromadzeń zakonnych, 

Szanowni Przedstawiciele władz państwowych i samorządowych, Umiłowani Siostry i Bracia, 

Kolejny już raz gromadzimy się, aby złożyć Bogu nasze dziękczynienie za Jego  dobroć i szczodrobliwość. Kontekst tegorocznego dziękczynienia jest szczególny.  Trwa nadal wojna na Ukrainie i, chociaż nie ustają wysiłki ludzi dobrej woli, aby  położyć jej kres, dalekim się wydaje możliwość osiągnięcia pokoju. 

W naszym życiu społecznym doświadczamy głębokich podziałów i konfliktów, które  odbierają naszym sercom pokój i radość cieszenia się tym, co osiągnęliśmy jako  społeczeństwo i co słusznie powinno stanowić przedmiot naszej dumy i  wdzięczności. 

Jest wiele sytuacji związanych z historią i teraźniejszością, które wymagają wyjaśnienia i prawdy, aby można było patrzeć w przyszłość z nadzieją i podejmować trudy i wyzwania z determinacją i entuzjazmem, bez obciążeń zaszłości. 

Nasze doświadczenie w szczególny sposób pozwala nam uświadomić sobie jak  prawdziwe są słowa Psalmu 127: „Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie”. 

Nasze święto dziękczynienia wpisuje się w kontekst przeżywanej przez Kościół powszechny uroczystości Trójcy Przenajświętszej. Św. Jan Paweł II przypomniał nam, że w tej tajemnicy „znajdziemy także wzorzec rodziny Kościoła, w której  wszyscy chrześcijanie mają budować autentyczne więzi wspólnoty i solidarności. To  miłość jest konkretnym znakiem wiary w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego”. 

Dlatego tak ważne jest, abyśmy kierowali nasz wzrok ku Bogu, dawcy prawdziwego  pokoju, budowniczego wspólnoty i wzorze solidarnosci. On do nas przemawia przez  swoje słowo, przez prawdę ewangelii, ale także przez życie tych, którzy potrafili  ewangelię uczynić regułą własnego życia i uwierzyli słowu Pana. Wobec trudności i  przeciwności, jakie spotykali na swej drodze, nie ulegli pokusie zwątpienia i  ucieczki, ale w Panu znaleźli siłę do podjęcia wyzwania. W życiu świętych, dokonało  się to, co w sposób najpiękniejszy i najpełniejszy dokonało się w życiu Maryi, Matki  Zbawiciela: przez jej pokorę i posłuszeństwo woli Bożej oraz całkowitą gotowość współpracy z łaską, przyszedł na świat Jezus, Książę Pokoju. To On, przez ofiarę swojego życia odkupił nas, odnowił nasze serce, przywrócił nam godność dzieci  Bożych i otworzył drogę zbawienia. Jego zmartwychwstanie zapoczątkowało nową epokę w dziejach ludzkości. Jednając nas z Bogiem, otworzył przed nami drogę braterstwa i pokoju. On tego dokonał, ale nie chciał tego uczynić bez wiary Maryi i  bez jej pokornej współpracy. 

Tajemnicę odkupienia i zbawienia uwiecznił w prostocie Eucharystii: „To czyńcie na  moją pamiątkę!” Eucharystia to dar Jego Ciała i Krwi, ofiara miłości i zaproszenie do  dziękczynienia. To mistyczna brama wprowadzająca nas w tajemnicę miłości Boga  Trójjedynego. Wobec tego daru nie wystarczają słowa wdzięczności. Eucharystia  przynagla do przyjęcia postawy wdzięczności, do podjęcia współpracy z laską, do  nadania naszemu życiu wymiaru eucharystycznego. Eucharystia włącza nas w  dynamizm miłości Trójcy Przenajświętszej i uzdalnia do podjęcia wysiłku  realizowania tej miłości w naszym codziennym życiu. To jest droga budowania  pojednania, wspólnoty i pokoju. Chrystus po to przyszedł na świat, aby objawić ludziom miłość Boga do człowieka, aby na nowo rozpalić w sercu człowieka  pragnienie tej miłości i pokazać, że pójście jej drogą jest możliwe i, że tylko ona  może dać człowiekowi szczęście, które nie przemija. Objawił ją składając swoje  życie w ręce Boga Ojca, jako akt całkowitego posłuszeństwa i miłości. Duch Święty  zaś w Kościele nieustannie głosi tę prawdę i będzie to czynił aż po kres historii.  

Nie ma bardziej przekonującego języka przekazywania prawdy o Bogu jak ten, który  On sam wybrał, aby objawić nam Siebie. Jest to język miłości. Nie jest on sposobem  opowiadania o przeszłości, nie jest legendą, czy zbiorem mitów. Kościół przemawia  swoim życiem, które jest doświadczeniem spotkania z Bogiem żywym, z Bogiem,  którego imieniem jest Miłość. Jak to zapowiedział sam Chrystus, Pocieszyciel  czerpie z tego co należy do Boga i objawia to człowiekowi. Człowiek pozwalający  się ponieść Duchowi prawdy, uczestniczy w życiu samego Boga i staje się objawieniem Jego uzdrawiającej mocy. Serce takiego człowieka jest domem  budowanym przez samego Pana. 

Maryja, Matka Jezusa jest niewiastą Eucharystyczną. Jest domem uczynionym ręką Boga. Przyjęła Boży dar i dała nam Syna Bożego. Całym swym życiem przyjęła  Jego styl. Wyśpiewując Magnificat, uczyniła całe swe życie hymnem wdzięczności,  dziękczynienia i uwielbienia.  

 *** 

Święci są jak Maryja. I oni potrafią odczytać i przyjąć miłość Boga w konkretnej  rzeczywistości historycznej, często naznaczonej cierpieniem, doświadczeniem  słabości i ograniczenia. To otwarcie na Boże miłosierdzie i przyzwolenie, aby  wypełniło ono ich egzystencję, uczyniło ich domem zbudowanym przez Pana.  

Święci to dłużnicy miłości. Czyż nie są tymi, którzy zrozumieli jak wielką miłością są umiłowani przez Boga? Czyż nie są tymi, którzy pojęli znaczenie miłości  bezinteresownej, bezgranicznej, niezasłużonej? I to właśnie świadomość tego daru,  uczyniła ich sługami miłosierdzia, narzędziem Bożej miłości i jej świadkami.  Pozwolili by Bóg zbudował gmach ich życia. 

Wielu ludzi wobec próby, doświadczenia czy cierpienia pyta „dlaczego?”, wielu  popada w rozpacz, buntuje się przeciw Bogu, albo zaczyna w Niego wątpić. Nie tak 

jest ze świętymi. Oni rozumieją, że czasami Bóg pozwala nam doświadczyć utraty  czegoś co uznajemy za swoje, za coś cennego, za coś niezbędnego, abyśmy mogli  spotkać właśnie Jego samego i doświadczyć Jego miłosierdzia, stać się narzędziem w  Jego rękach, aby napełnić innych swą łaską, abyśmy przemienili chwilę codzienności  w pisany naszym życiem rozdział odwiecznej tajemnicy Eucharystii. 

Stajemy dzisiaj przed dwoma świadkami takiej logiki Bożego działania. Są to święci  towarzysze naszego dzisiejszego zgromadzenia: św. Jan Paweł II i bł. ks. Stefan  Wincenty Frelichowski. 

7 czerwca 1999 roku św. Jan Paweł II wyniósł do chwały ołtarzy młodego kapłana  toruńskiego, męczennika z Dachau. Nie spotkali się za życia i różne były koleje ich  losu. Połączyła ich świętość, którą realizowali idąc drogą kapłaństwa Chrystusowego,  rozmiłowani w Eucharystii. I oni zostali napełnieni oczyszczającą i odradzającą mocą 

Bożej miłości. To doświadczenie uczyniło ich serca pełnymi wdzięczności i  przemieniło ich życie w nieustanny akt dziękczynienia – nadało mu formę eucharystyczną. 

*** 

Na początku swego posługiwania na stolicy Piotrowej, św. Jan Paweł II napisał słowa, które stanowiły i nadal stanowią klucz do zrozumienia jego życia: „Debitor  factus sum!” Jestem dłużnikiem! 

Karol Wojtyła, kiedy był młodym chłopakiem miłował poezję i teatr. Kochał słowo  literackie, a kiedy spotkał Chrystusa, słowo wcielone, stał się jego głosicielem na  wzór biblijnych proroków. Kiedy jednak choroba pozbawiła go możliwości  mówienia, kiedy nie mógł wypowiedzieć już słowa a jedynie przyciskał do swej  piersi i twarzy, wykrzywionej grymasem cierpienia, krzyż Chrystusa, wtedy właśnie  stał się prawdziwym, niekwestionowanym świadkiem Słowa Wcielonego. Swym  milczącym świadectwem przemawiał najgłośniej, a jego niewypowiedziane słowa  trafiały najprędzej i w sposób najbardziej przekonujący do naszych serc. Wielki  Apostoł Miłosierdzia, unicestwiony w swej cielesności, stał się namacalnym znakiem  czystej miłości miłosiernej Boga. Potrafił dostrzec, że człowiek żyjący w świecie  współczesnym ma serce wypełnione po brzegi potrzebą i pragnieniem miłosierdzia.  Czlowiek pragnie miłości. Święty papież, pełen współczucia i ludzkiej wrażliwości,  poddając się woli Boga, pozwalał Mu działać przez siebie. Nie zachował dla siebie  niczego ale wszystkie swe siły oddał na służbę Bożej chwały, dla dobra człowieka,  dla głoszenia całemu światu, że Jezus Chrystus jest odkupicielem człowieka i jedyną nadzieją jego zbawienia. Ten ostatni obraz Papież przytulonego do Ukrzyżowanego  Mistrza jest niejako pieczęcią na jego życiu, którego formą była Eucharystia. 

W ten sam sposób możemy spojrzeć na błogosławionego księdza Stefana Wincentego  Frelichowskiego, sługę Bożego miłosierdzia. 

I jego życie stało się naczyniem napełnionym Bożym miłosierdziem, które rozlewało  się obficie na wszystkich, na których patrzył z miłością i wdzięcznością. Uczył się i  doświadczał tej miłości w swojej rodzinie. Był tam zwyczaj, że w dniu imienin 

któregoś z jej członków, dzieci roznosiły po domach biednych rodzin kosze z  bułkami. Miłość, której się uczył w rodzinie była bardzo konkretna. Realizował ją i  urzeczywistniał od najmłodszych lat, służąc Bogu przy ołtarzu i ludziom, wierny  wartościom, które pokochał, w służbie harcerskiej. 

Stefan kochał kapłaństwo. Pragnął realizować je na wzór Chrystusa składającego  siebie w ofierze miłości. W swoim pamiętniku napisał, iż niczego bardziej nie  pragnie jak dawać ludziom Chrystusa w Eucharystii, którą Bóg powierzył jego  kapłańskim rękom.  

Wyobrażał sobie, że jako młody kapłan będzie mógł pracować w parafii, aby  zrealizować swe pragnienie. Tak bardzo tego pragnął, że z radością pożegnał się z  funkcją kapelana biskupiego, która w oczach ludzi wiązała się z wyróżnieniem i  pozycją uprzywilejowaną. Pragnął pracować z młodzieżą, prowadzić młodych drogą 

formacji harcerskiej. Był przekonany, jak to napisał w swym pamiętniku, że  „państwo, którego wszyscy obywatele byliby harcerzami, byłoby najpotężniejszym  ze wszystkich”, albowiem „harcerstwo, a zwłaszcza polskie, ma takie środki,  pomoce, że kto przejdzie przez jego szkołę, to jest typem człowieka, jakiego nam  teraz potrzeba”. (Trudno się z nim nie zgodzić) 

Propagował ideał abstynencji. Działał na rzecz misji. Miał serce wrażliwe na  potrzeby chorych i ubogich. Głęboko przeżywał więzi rodzinne, kochając rodziców i  rodzeństwo. Chciał, aby ludzie poznawali Chrystusa. 

Kiedy został aresztowany przez niemieckich najeźdźców w 1939 roku, obóz  koncentracyjny stał się jego parafią, współwięźniowie jego parafianami, a jego serce  przemienione miłością Bożą, nie tylko zajmowało się „rzeczami Bożymi” ale  potrafiło „rozpoznać oblicze samego Boga”, obecnego w potrzebujących i  cierpiących współtowarzyszach niedoli. 

Eucharystia była przestrzenią, w której Ks. Wicek odczuwał cały żar miłości Boga i  poddając się jego oddziaływaniu stawał się nowym człowiekiem. Czuł się kochany  ale równocześnie czuł się uczestnikiem tejże miłości. To było jego siłą, to go  uskrzydlało, to czyniło go radosnym, także w obozowej rzeczywistości. 

Świadomość doświadczonej miłości, otwierała jego oczy na obecność Chrystusa,  przynaglała go do pociągania ludzi do serca Bożego, krynicy miłosierdzia. Czynił to  jako kapłan, poprzez ofiarę złożoną z samego siebie.  

Wicek patrzył na rzeczywistość obozową tak jak Maryja: w niej przeżywał, wbrew  wszelkiej ludzkiej logice, radość bycia kapłanem na wzór Chrystusa. Wielka była  „wyobraźnia i fantazja twórczej miłości ks. Stefana: jako kierownik duchowy i  spowiednik rozsupływał powikłane sytuacje, przywracał swym penitentom poczucie  własnej godności, sprawiał, że odżywała w nich radość powołania i uświadamiał, że  nikt nie jest tak biedny, by nie móc ofiarować czegoś innym, że w każdej  okoliczności można czynić dobro. Nie tracił okazji, aby Bogu za wszystko  dziękować, czyniąc dla innych dar z samego siebie. Świat, który go otaczał był miejscem gdzie można i trzeba było wybierać „zawsze większą miłość”!

Ten świat, po ludzku nieludzki, był dla niego okazją, sposobnością daną mu przez  Boga! Zrealizował w pełni swoje kapłańskie powołanie, oddając swe życie w  posłudze miłości opuszczonym więźniom obozowego rewiru. Bóg pozwolił, aby  zrealizowało się młodzieńcze marzenie Wicka: dawać ludziom Chrystusa. On sam  stał się znakiem obecności Chrystusa. 

Umiłowani! 

Rozpoczęliśmy to nasze dzisiejsze dziękczynienie od poświęcenia piękniej rzeźby,  wizerunku Jezusa Zmartwychwstałego. Jest on obrazem tryumfu Boga nad śmiercią,  złem i beznadziejnością. Każdy święty jest obrazem żyjącego, zwycięskiego  Chrystusa. Jest domem uczynionym ręką samego Boga.  

Prośmy przez wstawiennictwo św. Jana Pawła II i bł. Ks. Stefana Wincentego  Frelichowskiego abyśmy i my potrafili postrzegać nasz świat nie tylko jako trudny,  pełen niepewności i zagrożeń, ale abyśmy uczyli się i umieli przyjmować go jako  okazję, jako sposobność, aby w nim być uczestnikami tajemnicy Trójcy  Przenajświętszej, współpracownikami Bożego Miłosierdzia. Pozwólmy Chrystusowi  tryumfować w naszych sercach. Pozwólmy Bogu wznosić gmach naszego życia.  Oby i ono, kształtowane w szkole Eucharystii, stało się narzędziem pokoju i  pojednania.