Abp Galbas podczas Mszy w intencji papieża Franciszka: „Nie będziemy ludźmi nadziei bez modlitwy” [tekst i wideo]
Dla nas chrześcijan nie ma nadziei bez modlitwy
(Homilia wygłoszona podczas mszy św. w świątyni Opatrzności Bożej, 13 marca 2025 r.)
Siostry i Bracia,
dziś, na początku tegorocznego Wielkiego Postu, spotykamy się w warszawskiej świątyni Opatrzności Bożej, by polecać Opatrzności Bożej osobę papieża Franciszka i jego posługę dla Kościoła. Papież tej modlitwy bardzo teraz potrzebuje. Od miesiąca jest ciężko chory. Nie tylko porusza się z trudem i mówi z trudem, ale nawet z trudem oddycha. A jednak dzielnie walczy z chorobą, pragnąc jak najlepiej i jak najdłużej służyć Kościołowi. Do tej modlitwy w tym roku stajemy więc dziś szczególnie ufnie, mężnie i pokornie.
Powróćmy do Słowa Bożego, otrzymanego przed chwilą. Najpierw usłyszeliśmy piękną modlitwę Królowej Estery. Estera, młoda Izraelitka, małżonka króla perskiego, dowiedziała się, że na skutek pałacowych intryg została podjęta decyzja o zgładzeniu wszystkich Żydów, deportowanych do Persji. I tak oto ta młoda dziewczyna wystawia się na niebezpieczeństwo i decyduje się prosić swojego małżonka, króla Aswerusa o ratunek dla samej siebie i dla swojego narodu. Nim jednak zjawi się przed obliczem króla, z absolutną ufnością błaga Boga o pomoc. Wspomina wielkie dzieła, które Bóg uczynił w historii Narodu, prosi Boga o odwagę i siłę, by nie zlękła się grożącego jej niebezpieczeństwa, by nie zdezerterowała i nie porzuciła swej misji dla ratowania własnej skóry. Prosi także o język wymowny, dzięki któremu będzie umiała dobrze wypowiedzieć swą prośbę.
Jej piękna modlitwa jest wzorem dla nas, kiedy sami stajemy w sytuacji po ludzku beznadziejnej, gdy jesteśmy w desperacji, gdy – cytując Wielkiego Dantego – jesteśmy gotowi porzucić wszelką nadzieję, bo codzienne życie staje się jakby piekłem, a w każdym razie przedsionkiem piekła. Wtedy jakże wielkim ratunkiem jest modlitwa. Albo Ty Boże i Twoja pomoc, albo moja klęska. To jest moment najczystszej ufności.
„Wspomnij Panie, daj się rozpoznać w chwili naszego udręczenia i dodaj mi odwagi (…). Wybaw nas ręką Twoją i wspomóż mnie opuszczoną i niemającą nikogo poza Tobą Panie, który wiesz wszystko” (Es 4,17f-17u). Tak modli się Estera. Módlmy się tak i my.
Modlitwę Estery podejmuje Psalmista z pięknego Psalmu 138. On jednak już nie prosi, on dziękuje. Nie znamy dokładnie jego życiowej sytuacji, która spowodowała wypowiedzenie tych głębokich słów, ale wiemy, że dziś jest szczęśliwy, bo Bóg usłyszał jego słowa, wysłuchał go, gdy ten wzywał Boga. Bóg, jakie to piękne: pomnożył moc jego biednej duszy. Psalmista składa więc piękne zobowiązanie: „będę Cię sławił Panie z całego serca, będę śpiewał Ci psalm wobec aniołów i będę sławił Twe Imię za łaskę i wierność Twoją” (Ps 138,1-2).
Papież Benedykt XVI komentując ten piękny Psalm radzi: „To psalm uwielbienia, dziękczynienia i ufności. Również i my powinniśmy być pewni, że niezależnie od tego jak ciężkie i burzliwe czekają nas próby, nigdy nie będziemy pozostawieni samym sobie, zawsze będziemy w rękach Pana, w rękach, które nas stworzyły, a teraz wspierają nas na drodze życia, bo Ten, który zapoczątkował w nas dobre dzieło, dokończy je (Flp 1,6)”.
Pięknie Psalm 138 przetłumaczyła zapomniana dziś nieco Siostra Poetka, benedyktynka, Jadwiga Stabińska OSB:
„Z pełności serc sławię Twe bóstwo
Słowa ust moich do Ciebie płyną
Psalmy Ci nucę z Aniołów hufcem
Przed Świętym świętych kolana zginam.
Sławię Twe imię, łaskę i wierność
I obietnicę Twą wywyższoną
Tyś mnie wysłuchał, zło udaremnił
I moc mi dałeś ustokrotnioną”.
I w końcu usłyszeliśmy piękny fragment Ewangelii według św. Mateusza (por. Mt 7,7-12), który jest prośbą Pana, adresowaną do nas. Prośbą właśnie o to, byśmy się modlili. Wytrwale, cierpliwie, ufnie i pokornie. Byśmy pukali, nie zapukali raz jeden i odeszli. Pukali, aż otworzą. A otworzą na pewno. Każdemu jednemu.
Czy gdy syn prosi ojca o chleb, dostanie kamień? Czy zamiast ryby dostanie węża? Już sam pomysł, by dokonać takiej zamiany jest oburzający. Tak nie zrobią nawet źli ludzie, jakże mógłby tak zrobić dobry Bóg?
Dostaniemy więc zawsze, dostaniemy na pewno. W takim czasie, jaki Bóg uzna za najwłaściwszy dla nas i w taki sposób, jaki Bóg uzna za najwłaściwszy dla nas. Bóg bowiem nie daje nam tego co my uważamy za dobre, ale to, co za dobre uważa On. Ale dostaniemy na pewno! Może trzeba będzie czekać długo, ale to czekanie nie jest niedoczekaniem, dlatego nie męczy, nie dłuży się i nie wyczerpuje.
Tak radzi też Jan Kasjan, który komentując ten fragment Ewangelii powie: „Niechaj wiec nigdy najmniejsze zwątpienie nie podważy naszego zaufania, nawet wtedy, gdy nie będziemy widzieli wysłuchania próśb. Zawsze mocno wierzmy w obietnicę, że otrzymamy wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziemy”.
W latach 2011-2012, papież Benedykt XVI wygłosił cykl katechez poświęconych modlitwie. Była to dla mnie jedna z najbardziej pożywnych lektur duchowych tamtego czasu i na pewno mogę ją wam śmiało polecić na tegoroczny Wielki Post. We wstępie do tego cyklu papież pisze tak: „modlitwy nie należy uważać za umiejętność oczywistą: trzeba uczyć się modlić, niemal opanowywać tę sztukę ciągle na nowo. Nawet osoby zaawansowane w życiu duchowym odczuwają zawsze, że aby nauczyć się modlić autentycznie, potrzebna jest im szkoła Jezusa. Pierwszą lekcję daje nam Pan swoim przykładem. Ewangelie opisują Jezusa, który prowadzi zażyły i stały dialog z Ojcem, ową głęboką komunię. On przyszedł na świat nie po to, aby czynić swoją wolę, ale wolę Ojca, który Go posłał dla zbawienia świata”.
Zwróćmy uwagę na te dwa elementy modlitwy Jezusa: stałość i zażyłość. Jezus prowadzi z Ojcem dialog stały i zażyły. Do tego powinniśmy dążyć także w naszej modlitwie osobistej. Aby modlić się stale, nie okazjonalnie, od czasu do czasu, ale stale pomimo zniechęceń, kaprysów, złej pogody, bólu głowy i mnóstwa codziennych spraw, które zdają się być natarczywe i pilne. Oraz powinniśmy dążyć do tego, aby nasza modlitwa była coraz bardziej zażyła, byśmy dzięki niej byli coraz bliżej Boga, coraz bardziej z Nim zjednoczeni, coraz bardziej otwarci na Jego Słowo i na Jego wolę.
Siostry i Bracia,
spośród darów, za które dziękujemy papieżowi Franciszkowi w tym roku z pewnością na pierwszym miejscu jest Rok Jubileuszowy. Papież chce by był on nie tylko po to, by opowiedzieć innym o naszej nadziei, o tym, gdzie są jej źródła i w ogóle co ona dla nas oznacza, ale ma on być po to, abyśmy podjęli refleksję bardziej wewnętrzną dzięki której my sami, jako wspólnota Kościoła, zdamy sobie bardziej sprawę z nadziei, która w nas jest (por. 1P 3,15).
Rok Jubileuszowy ma więc być okazją dla Kościoła i dla każdego w Kościele do pracy nad nadzieją. Nie można bowiem dać innym czegoś, czego samemu się nie posiada. Jeśli mamy być – jako Kościół – „nadziejodajni”, co jest naszą misją i wielkim błogosławieństwem dla świata, to wpierw musimy być „nadziejopełni.
Jednak nie damy rady być ludźmi nadziei i – konsekwentnie jej dawcami – bez modlitwy. Jeśli nie będziemy się modlić, wówczas – zamiast nadziei – będziemy oferowali innym tylko jakąś jej tandetną namiastkę, jakiś tani optymizm i powierzchowne, krótkotrwałe i banalne pocieszenia. Niczym więc nie będziemy różnić się od świata, który takie duchowe produkty oferuje ludziom na potęgę.
Pamiętajmy, że nadzieja tym różni się od optymizmu, że nie jest stanem emocjonalnym, lecz życiową postawą, która podstawę ma w czymś co już zaistniało, a co daje pewność, że także to, co zaistnieje będzie pozytywne, właściwe i dobre, co nie oznacza, że osiągnięte bez trudu.
Nadzieja jest czymś o wiele głębszym niż optymizm, bardziej stabilnym i mniej uczuciowym. Jest także dużo mniej narażona na naiwność.
O ile optymista widzi słynną szklankę wypełnioną do połowy, to człowiek, który ma nadzieję, widzi ją całą. Dostrzega realizm życia i jego skomplikowaność. Nie udaje i nie wmawia ani sobie, ani innym, że życie jest bezproblemowe, a nawet, że jest łatwe. Jest jednak pewien, bazując na doświadczeniu osobistym lub zbiorowym, że przeszkody są do pokonania, że życie nie jest bezcelowe i bezsensowne, że człowiek – z pomocą innych – jest w stanie pokonać napotkane przeciwności i pozbierać się nawet po klęskach.
Papież Franciszek, wyjaśniając czym jest nadzieja powiedział, że najlepiej pokazuje to Maryja. Maryja – mówi – „nie jest kobietą, która ulega przygnębieniu w obliczu niepewności życia, nie jest kobietą, która gwałtownie protestuje i pomstuje wobec losów życia, często objawiającego swoje wrogie oblicze. Jest kobietą, która słucha, przyjmuje życie takim, jakim się daje, z jego dniami szczęśliwymi, ale także z jego tragediami, których nigdy nie chcielibyśmy napotkać (…). Uczy nas Ona cnoty oczekiwania, także wówczas, gdy wszystko zdaje się bezsensowne, jest zawsze ufająca w obecność Boga, nawet wówczas, gdy zdaje się być On przysłonięty z powodu zła świata”.
Powtarzam: nie będziemy w stanie być ludźmi nadziei bez modlitwy. To bowiem Chrystus jest naszą nadzieją, naszą pewnością i naszym zwycięstwem. On, Zmartwychwstały Pan, który – jak mówi papież Franciszek – jest „celem naszego pielgrzymowania, jest drogą i szlakiem, który trzeba przebyć”. Jeśli więc w naszym życiu odczuwamy brak nadziei, nie możemy jej dostrzec, wzbudzić w sobie, a więc i przekazać jej innym, pytajmy się: co się stało z moją modlitwą? Czy się modlę? Jak? Jak długo i jak wiernie? Na modlitwie czerpmy wytrwale od Chrystusa ożywczą łaskę nadziei. Bądźmy wobec Pana niczym niemowlę ufnie ssące pierś swojej matki.
Jest piękny wiersz Emili Dicskson, która nadzieję przyrównuje do ptaka, zawsze przy niej obecnego. Ptaka, który nigdy o nic nie prosi, ale wszystko daje.
„Nadzieja – pierzaste stworzenie, to Emili Dickson
Mości się w duszy na grzędzie
Śpiewa piosenkę bez słów
I zawsze śpiewać będzie (…)
Słyszałam go w mroźnej krainie
Na morzu obcym i głuchym
Lecz nigdy – w największej potrzebie
Nie prosił mnie o okruchy”.
Dziękujemy dziś Ojcu Świętemu Franciszkowi za cały dotychczasowy pontyfikat, za nadzieję, którą daje Kościołowi i dziękujemy mu za modlitwę. Nie tylko za to, że nas do niej wzywa, ale, że daje nam jej przykład. Że jeszcze do niedawna wstawał przed świtem, by zacząć dzień od długiej modlitwy przed Najświętszym Sakramentem, że nie było dnia bez różańca i bez liturgii, że nadal, w szpitalnym łożu, modli się sam, z ludźmi i za ludzi. I że to robi nie od czasu do czasu, ale stale. Puka do miłosiernych drzwi Najświętszego Serca Jezusa i cieszy się, gdy otwierają się one dla nas. Dziękujemy mu i za to, że bez przerwy prosi o modlitwę. Jak mantrę powtarza to jedno zdanie: „Proszę was, nie zapominajcie się za mnie modlić” i już w ten sposób, tym jednym zdaniem-katechezą, pokazuje jak ważna jest modlitwa tak dla niego, jak i dla Kościoła.
Módlmy się więc gorliwie za niego, za cierpiącego papieża Franciszka. On daje Kościołowi wiele nadziei. Niech dziś Kościół, swoją modlitwą i bliskością, da mu wiele nadziei.
A na koniec oddajmy głos właśnie jemu. Oto modlitwa, którą kilka lat temu, w dniach pandemii modlił się za Kościół i świat. Za ludzkość. Czy dziś nie modli się tak za samego siebie?
„Boże wszechmogący i miłosierny, spójrz na nasze bolesne położenie. Pociesz swoje dzieci i otwórz nasze serca na nadzieję, abyśmy w tych trudnych chwilach poczuli Twoją ojcowską obecność. Umocnij w nas wiarę, abyśmy potrafili zaufać Tobie nawet wtedy, gdy burze życia zdają się nas pochłaniać. Tobie powierzamy nasze cierpienia, nasze rodziny, naszą przyszłość. Podaruj nam pokój, zdrowie i siłę ducha. Prosimy Cię o to przez Chrystusa Pana naszego. Amen.”
+ Adrian J. Galbas SAC